Zakończyły się Mistrzostwa Świata Juniorów do lat 18. Były mistrz świata juniorów do lat 20, Dariusz Świercz, w tym roku nie zagrał w MŚ do lat 20, w zamian zagrał w grupie do lat 18 (ostatni dzwonek), bo takie były potrzeby propagandy sukcesu Wuja Toma. Na szczęście zdobył złoto, choć niewiele brakowało, żeby ,mimo dużej różnicy rankingowej na korzyść Świercza, pierwsze miejsce byłoby dzielone. I jak tu zamydlać oczy sponsorów?
Pozwoliłem sobie zrobić małe zestawienie wszystkich medali zdobytych w mistrzostwach świata dzieci i juniorów w ostatnich latach przez naszych najmłodszych:
2004 - 5 medali
2005 - 6 medali
2006 - 3 medale
2007 - 2 medale
2008 - 2 medale
2009 - 5 medali
2010 - 4 medale
2011 - 1 medal
2012 - 1 medal
Pełne wyniki można znaleźć tutaj.
Z powyższego zestawienia jasno wynika, że poprzedni zarząd PZSzach znacznie lepiej radził sobie ze szkoleniem dzieci. W latach 2009 i 2010 jeszcze z rozpędu juniorzy zdobyli kilka medali, gdyż Wuj Tom jeszcze całkowicie nie rozwalił powszechnego szkolenia dzieci, przeznaczając środki finansowe od podatników na utrzymywanie lewych etatów w biurze PZSzach i kilku tzw. kadrowiczów, o czym pisałem na swoim blogu wiele razy.
Za to lata 2011 i 2012 to już jego dzieło. Medali mamy po jednym rocznie i są one zdobyte przez tego samego zawodnika. O tym zawodniku i propagandzie sukcesu też już pisałem.
Prezes Tomasz Sielicki - zdjęcie z Wikipedii
Ostatnio prezes reżimu PZSzach zdobył dla swojej propagandy dwóch znakomitych "publicystów" - Colina McGourty'ego i Krzysztofa Jopka. Stracił natomiast rzecznika reżimu, wybitnego redaktora naczelnego związkowego pisma (jak propaganda sukcesu głosi, najlepszego w Europie i kontynentach ościennych), czterokrotnego mistrza Polski, zwycięzcę Aerofłotu i uczestnika superturnieju w Dortmundzie, który musi popracować nad swoją nierówną formą, gdyż jego główny konkurent w Indywidualnych Mistrzostwach Polski Seniorów, Bartłomiej Macieja zrezygnował z intratnej pracy w Teksasie i prawdopodobnie weźmie udział w najbliższych MPS.
Krzysztof Jopek, "wybitny" psycholog, filozof i pedagog, lokalny działacz i sędzia szachowy, powinien mieć pojęcie o szachach, ale po przeprowadzeniu kilku wywiadów, zaczął autorytatywnie wypowiadać się o szachach, czym się jedynie ośmiesza. Ale mam przynajmniej temat na kilka następnych postów.
Colin McGourty jest tłumaczem szachowych artykułów na angielski i robi to dobrze. Ale o szachach ma bardzo zielone pojęcie, za to ma dużo do powiedzenia na temat sytuacji o polskich szachach. Ciekawostką jest to, że jego opinie pokrywają się z propagandą sukcecu reżimu. Na blogu Jerzego Konikowskiego napisał taki m.in. komentarz:
Co do Świercza to jest po prostu kolejny dobry wynik w tym roku i kolejne punkty rankingowe zdobyte – chociaż też bardzo dobrze, że on teraz wie jak wygrać takie turnieje w takim stylu.
W jakim stylu, Panie McGourty? Do ostatniej rundy nie było pewne pierwsze samodzielne miejsce Darka, mimo dużej przewagi rankingowej nad drugim zawodnikiem, że nie wspomnę trzeciego i czwartego. Każde inne miejsce byłoby klęską.
Wiadomo, że rankingi przeciwników były mniejsze, ale to nie to samo jak ktoś ma 30 lat i ma 2500. np. David Anton ma 2559 – pracuję w jednym biurze z jego trenerem, i ten mówi, że Anton będzie graczem 2700+. Tym razem jednak przegrał z Świerczem i Drozdowskim i zajmował tylko 9 miejsce.
Włodek Szyszkin, znakomity trener Kamila Mitonia, kilka lat temu, będąc u mnie, też twierdził, że Kamil osiągnie ranking 2700, z czym akurat mogę się zgodzić, bo dzięki Bartłomiejowi Maciei, który brał udział w zmianie współczynnika K, co pomaga takim emerytom zachować swój ranking z młodości, ranking galopująco dewaluuje się i wkrótce nawet Tomasz Sielicki przekroczy magiczną barierę Krasenkowa 2300. (Według Krasenkowa, wszyscy poniżej 2300 są motłochem.)
Ogólnie rzecz biorąc wiadomo, że Pan Konikowski zawsze skupia się na negatywach (jeśli chodzi o szachy w Polsce) i najwyższej jak coś aprobuje mówi, że to jego stary pomyśl. Tak że absolutnie nie dziwiam się podejściem typu „Tylko jeden medał w Mariborze”, ale wyglądałoby co najmniej dziwnie dla osób postronnych – czemu np. źle wyniki świadczą o śłabości systemu szkoleniowego ale bardzo dobre wyniki w najważniejszej kategorii nie świadczą o zaletach systemu? I czemu mamy tylko wziąć wnioski z tego, że Monika Soćko przegrała w końcu a nie z tego, że wygrała u Hou Yifana? Czemu wygrane Polaków muszą być przypadkowe i porażki słuszne? Pytania są retoryczne, oczywiście – rozumiem, że jest tylko kwestia polityki szachowej – ale szkoda zawodnikom, którzy muszą grać w takiej atmosferze.
Panie McGourty, jeden medal pozostaje jednym medalem i to jest fakt. Moje wypowiedzi są oparte na faktach lub na wypowiedziach Pańskich polskich przyjaciół, którzy mają zawyżone mniemanie o sobie. Jeżeli ciągle jest to niejasne, patrz powyżej. Mam nadzieję, że moje powyższe zestawienie medali coś Panu wyjaśniło.
Wygrana Moniki Soćki z Yifan Hou jest jej wspaniałym sukcesem, ale nie jest to zasługą Wuja Toma. Może wreszcie coś do Pańskiej irlandzkiej głowy dotrze i zacznie Pan samodzielnie wyciągać wnioski, bez korzystania z podpowiedzi polskich przyjaciół.
BTW. Gdyby Duda grał w grupie do lat 14, Drozdowski do lat 16, to może mielibyśmy trzy medale. Oops, ale Dariusz Świercz nie grałby z Dudą i nie wiadomo, co by z tego wynikło.