Aktualny Mistrz Polonii VOTUM Wrocław i członek kadry narodowej przebywa na zachodniej półkuli i nie próżnuje - obecnie gra w czwartym turnieju. Wydawało się, że polski zawodnik nr 5 z łatwością podbije obie Ameryki i udowodni, że propaganda Reżimu nie jest gołosłowna. I co zobaczyliśmy:

II JAVH McGregor de Ajedrez ITT

Wielki sukces GM Bartłomieja Maciei - trzecie miejsce i zysk w rankingu 5.7.

A tak ocenia swój występ GM Macieja:

Podzieliłem 1-3 miejsca, ale byłem trzeci. Wygrał Lazaro Bruzon, bo decydowała liczba zwycięstw, a on przegrał pogromowo w miniaturze z Alonso Zapatą, co szybko nadrobił na znacznie słabszym dystansie i gdy zrównał się punktami z liderującym przez cały turniej Siergiejem Tiwiakowem okazało się, że w klasyfikacji jest wyżej.

Jak zwykle, miernota polskich szachów manipuluje faktami.

Jak można mówić o słabszym dystansie w tak słabym turnieju, gdzie było tylko trzech liczących się zawodników, a nasz wybitny kadrowicz nie grał ani z Tiwiakowem, ani z Bruzonem.

Mistrz manipulacji próbuje nam wcisnąć, że Tiwiakow prowadził przez cały turniej. Tiwiakow dzielił pierwsze miejsce, a jedynym zawodnikiem, który objął samodzielne prowadzenie (w dziewiątej rundzie) był GM Emilio Cordova.

XXIII Carlos Torre Repetto "Cat. Magistral"

GM Bartłomiej Macieja zagrał na swoim poziomie. Zajął przyzwoite siódme miejsce, tracąc na rankingu jedynie -0.51 pkt.

Warto dodać, że turniej w Meridzie był znacznie silniejszy niż w Bogocie. W Bogocie był to open otwarty dla wszystkich, z czego liczne masy stosunkowo słabych zawodników skorzystały. W Meridzie był podział na grupy.

Tymi słowami miernota polskich szachów Bartłomiej Macieja potwierdził mój powyższy tekst dotyczący turnieju w Bogocie.

Przeciwnicy Maciei byli do ogrania przez przeciętnego szachistę o rankingu powyżej 2600. Jak widać, byli jednak za trudni dla Mistrza Polonii VOTUM Wrocław. Ale usprawiedliwia go oglądanie pejzaży meksykańskich, a może nawet mignęła gdzieś piękna seniorita...

2012 Northern California International

Wyniki turnieju zostały zamieszczone w poprzednim poście.

Słowa Arcymistrza:

Moje zafascynowanie USA jest niezbyt wielkie, a w turnieju uzyskałem kiepski wynik i nie mam dobrej wymówki.

Najpierw w lepszej pozycji zrobiłem kilka nerwowych ruchów i gostek z Zimbabwe mnie zamatował.

Potem na tyle fatalnie pograłem wygraną pozycję z Amerykaninem poniżej 2300, że ją jeszcze przegrałem.

Nie bez trudu wyrównałem z Amerykaninem około 2300 i dzieckiem, które co ruch wiązało sznurówki.

Nie mogę nawet narzekać na brak kontaktu z szachami, bo w grudniu grałem dwa turnieje pod rząd, a następnie prowadziłem zajęcia z juniorami i to wiele godzin dziennie.

Podróż z Meksyku miałem długą (około 36h), ale z przerwą w Phoenix, do tego dotarliśmy do San Francisco na dzień przed rozpoczęciem turnieju, więc nie czułem się zmęczonym.

Na miejscu warunki mieliśmy dobre, bo mieszkaliśmy u rodziny amerykańsko-chińskiej z dwójką dzieci, 5 minut od sali gry

W zamian graliśmy w szachy ze starszym dzieckiem około 1-2h dziennie.

Nie było to dużym obciążeniem, bo co drugi dzień runda była pojedyncza, więc mogliśmy łatwo odpocząć.

Przyczyną słabego wyniku były raczej nerwy i niedoczasy. Dość powiedzieć, że w rozegranym później turnieju blitzowym, rozpocząłem od 7.5/8, a gdy wtedy spojrzałem na wyniki i zobaczyłem, że mam półtora punktu przewagi, to dwie ostatnie partie przegrałem (obie miałem wygrane) i zająłem 3 miejsce.

Złej baletnicy przeszkadza rąbek spódnicy.  Skąd my to znamy: miałem wygraną, ale przegrałem.  Znam szachistę, który podał wygrane turnieje w blitza na Bermudach, a zapomniał przyznać się do jednego z ostatnich miejsc w turniejach głównych. 

No, może jedyną wymówką jest to, że w związku z powrotem do Zarządu ACP nie miałem czasu zaglądać na Forum. I jak tu grać w takiej sytuacji?

W ACP rozpoczęliśmy 1 stycznia, więc pracy na początku jest mnóstwo, tym bardziej, że w ostatnim czasie ACP znajdowała się raczej w rozkładzie. Teraz, zaledwie 2 tygodnie później, sytuacja znacząco się poprawiła - powiedziałbym wręcz, że jest najlepsza w historii ACP, a nowe perspektywy są bardzo optymistyczne.

Moje wrażenie jest takie, że zarówno w okolicach San Francisco, jak i w Phoenix, gdzie witaliśmy Nowy Rok, bez trudu można porozumieć się po hiszpańsku. Nie, żeby w Nowym Jorku było znacząco inaczej.

Jak widać, arcymiś z Polski, pogromca Radżabowa, mistrz Europy z uschniętym wieńcem laurowym pozwolił się zamatować gostkowi z Zimbabwe. Dalsza część turnieju pokazała, że szachiści amerykańscy nie mają żadnego respektu dla polskich arcymisiów. Z żalem stwierdzam, że polskie szachy kojarzą się w Stanach ciągle z Alkiem Wojtkiewiczem. A superarcymistrz Radosław Wojtaszek w Memoriale Capablanki osiągnął 50% i już go więcej chyba nie zobaczymy w tym turnieju.

Wrażenia guru ze Stanów są ubogie. Można porozumieć się po hiszpańsku przede wszystkim w latynoskich slamsach, ale czego się nie robi, żeby zaoszczędzić trochę pesos.

BTW. $500 w warunkach amerykańskich to są kieszonkowe pieniądze, więc nagroda z bardzo silnego turnieju meksykańskiego musiała szybko się rozejść. Profesjonaliści amerykańscy utrzymują się z nagród, które są odpowiednio wysokie. A turniej w Kalifornii nie zaliczał się do najlepszych i nie miał klasy Super-Swiss ze względu na brak zagranicznych zawodników.

W Kalifornii polski zawodnik został niczym trawa skoszony.